czwartek, 31 grudnia 2009

Z powinszowaniem Nowego Roku



By w tym 2010 roku walczyć zobaczyć wszystko na nowo, by odnaleźć to co zagubiło się w tym roku.
By Msza Trydencka zagościła w każdym kościele i kaplicy, by Ojciec Święty, Kardynałowie i Biskupi dalej prowadzili swoje owce ku prawdzie, Kościół wywalczył wolność i swoje dawne przywileje, a Ojczyzna rosła w siłę i moc.
Miastu memu życzę tego by odnalazło na nowo swoją tożsamość wyrosłą w 777 letniej historii, przeplatanej tak pokojem, jak i wojnami. By w tym Nowym Roku wszystko działo się tak, by nie wstydzić się straconego czasu. I by nie powiększać cmentarzy..

W II wieku św. Justyn Męczennik mówił specjalnie, że nie za panowania chrześcijan ustaną prześladowania Kościoła: „Prześladowania będą trwały tak długo, dopóki nie przyjdzie Pan i wszystkich nie oswobodzi".
Tak spełni się przepowiednia dawnych czcigodnych Ojców o czasach ostatecznych: „Naszej sprawy nie będą znali ci ludzie, ale przyjdzie na nich pokusa i będą wierni w tym kuszeniu, okażą się lepsi od nas i naszych ojców". Postu i modlitwy pierwszych chrześcijańskich pokutników nie mogą już naśladować chrześcijanie czasów ostatecznych. I wszyscy ci nieposzczący niemodlący się, nie asceci, według tego, co przewidzieli dawni chrześcijanie, będą obleczeni w Królestwie Niebieskim wieńcami większymi niż mnisi z innych czasów, jeśli po prostu obronią Wiarę i nie sprofanują duszy idolami. Biblia kończy się Apokalipsą, a Apokalipsa, znajdując się na końcu ludzkiej historii, pokazuje nie Królestwo Boże (tutaj na ziemi: w życiu, w polityce, w kulturze, w stosunkach międzyludzkich), ale królestwo antychrysta.
Chrystus, mówiąc o znakach swojego Drugiego Przyjścia, o znakach końca historii i końca świata, znajduje dla apostołów tylko jedną naukę: tak, będzie ciężko, ale cieszcie się, że to koniec. To już niedługo.
To, czego oczekuje się od chrześcijan w „erze Wodnika" - to po prostu wytrwać. Wbrew wszystkiemu nie zaprzeć się Chrystusa słowem, uczynkiem, myślą i nie uczestniczyć w okrutnych igrzyskach. Męczennik to nie tylko ten, który idzie na szafot. Jeśli chrześcijanin ma raka i lekarze są bezsilni, ale krewni przekonują go, że powinien udać się do „potrząsającego uzdrowiciela", to w przypadku odmowy przyjmie on wieniec męczeństwa. Jeśli dyrektor fabryki zapala się do scjentologii i nakazuje rano wszystkim medytować, odejście z takiej pracy - to także wyznawanie Chrystusa. Kiedy na wszystkich kanałach Eurowizji będą pokazywać „obcych" przynoszących ogień z nieba i mówiących o Ewangelii, a chrześcijanin będzie uparcie powtarzać w swoim sercu „Symbol Wiary" - to także będzie świadectwem. Jeśli krisznaita z uśmiechem ofiarowuje chrześcijaninowi na ulicy pierogi (czyli pokarm wcześniej przyniesiony jako ofiara dla Kriszny), a ten znajdzie w sobie siłę by wbrew powszechnemu oburzeniu odmówić takiego poczęstunku- ofiary dla idola także będzie to znakiem sprzeciwu wobec władców tego świata. Nie wiemy, w jaki sposób dokonają się wydarzenia Apokalipsy. „Rozumiejąc ich autentyczny sens, nie wiemy jak będą się realizowały, ale wierzymy że to, co się urzeczywistni, będzie miało dokładnie ten a nie inny sens. Mówiąc innymi słowy, wyrokować o tym, jak powinno spełnić się proroctwo, można dopiero po nastąpieniu wydarzenia, które przewidziano. W pełni osądzić proroctwo można dopiero po jego spełnieniu. Ktoś może zapytać: po co zatem istnieje proroctwo? Otóż istnieje ono po to, aby ustanowić sens przyszłych wydarzeń, a nie ich fakty. Właśnie dlatego wszystkie interpretacje muszą ograniczyć się tylko do ustalenia sensu wydarzeń, a nie ich faktycznego przebiegu. I to jest proroctwo, a nie astronomiczne wyliczenie zaćmienia". Pogaństwo jeszcze wyda ostatni bój Kościołowi Chrystusa. To my przegramy. Ale nie Chrystus. On „będzie królował żywym i umarłym, a Królestwu Jego nie będzie końca". I ten, kto nie odżegna się od Niego w mrokach dni ostatecznych, ujrzy Nowe Niebo i Nową Ziemię.
(FR 28 s.106-108)