czwartek, 31 grudnia 2009

Z powinszowaniem Nowego Roku



By w tym 2010 roku walczyć zobaczyć wszystko na nowo, by odnaleźć to co zagubiło się w tym roku.
By Msza Trydencka zagościła w każdym kościele i kaplicy, by Ojciec Święty, Kardynałowie i Biskupi dalej prowadzili swoje owce ku prawdzie, Kościół wywalczył wolność i swoje dawne przywileje, a Ojczyzna rosła w siłę i moc.
Miastu memu życzę tego by odnalazło na nowo swoją tożsamość wyrosłą w 777 letniej historii, przeplatanej tak pokojem, jak i wojnami. By w tym Nowym Roku wszystko działo się tak, by nie wstydzić się straconego czasu. I by nie powiększać cmentarzy..

W II wieku św. Justyn Męczennik mówił specjalnie, że nie za panowania chrześcijan ustaną prześladowania Kościoła: „Prześladowania będą trwały tak długo, dopóki nie przyjdzie Pan i wszystkich nie oswobodzi".
Tak spełni się przepowiednia dawnych czcigodnych Ojców o czasach ostatecznych: „Naszej sprawy nie będą znali ci ludzie, ale przyjdzie na nich pokusa i będą wierni w tym kuszeniu, okażą się lepsi od nas i naszych ojców". Postu i modlitwy pierwszych chrześcijańskich pokutników nie mogą już naśladować chrześcijanie czasów ostatecznych. I wszyscy ci nieposzczący niemodlący się, nie asceci, według tego, co przewidzieli dawni chrześcijanie, będą obleczeni w Królestwie Niebieskim wieńcami większymi niż mnisi z innych czasów, jeśli po prostu obronią Wiarę i nie sprofanują duszy idolami. Biblia kończy się Apokalipsą, a Apokalipsa, znajdując się na końcu ludzkiej historii, pokazuje nie Królestwo Boże (tutaj na ziemi: w życiu, w polityce, w kulturze, w stosunkach międzyludzkich), ale królestwo antychrysta.
Chrystus, mówiąc o znakach swojego Drugiego Przyjścia, o znakach końca historii i końca świata, znajduje dla apostołów tylko jedną naukę: tak, będzie ciężko, ale cieszcie się, że to koniec. To już niedługo.
To, czego oczekuje się od chrześcijan w „erze Wodnika" - to po prostu wytrwać. Wbrew wszystkiemu nie zaprzeć się Chrystusa słowem, uczynkiem, myślą i nie uczestniczyć w okrutnych igrzyskach. Męczennik to nie tylko ten, który idzie na szafot. Jeśli chrześcijanin ma raka i lekarze są bezsilni, ale krewni przekonują go, że powinien udać się do „potrząsającego uzdrowiciela", to w przypadku odmowy przyjmie on wieniec męczeństwa. Jeśli dyrektor fabryki zapala się do scjentologii i nakazuje rano wszystkim medytować, odejście z takiej pracy - to także wyznawanie Chrystusa. Kiedy na wszystkich kanałach Eurowizji będą pokazywać „obcych" przynoszących ogień z nieba i mówiących o Ewangelii, a chrześcijanin będzie uparcie powtarzać w swoim sercu „Symbol Wiary" - to także będzie świadectwem. Jeśli krisznaita z uśmiechem ofiarowuje chrześcijaninowi na ulicy pierogi (czyli pokarm wcześniej przyniesiony jako ofiara dla Kriszny), a ten znajdzie w sobie siłę by wbrew powszechnemu oburzeniu odmówić takiego poczęstunku- ofiary dla idola także będzie to znakiem sprzeciwu wobec władców tego świata. Nie wiemy, w jaki sposób dokonają się wydarzenia Apokalipsy. „Rozumiejąc ich autentyczny sens, nie wiemy jak będą się realizowały, ale wierzymy że to, co się urzeczywistni, będzie miało dokładnie ten a nie inny sens. Mówiąc innymi słowy, wyrokować o tym, jak powinno spełnić się proroctwo, można dopiero po nastąpieniu wydarzenia, które przewidziano. W pełni osądzić proroctwo można dopiero po jego spełnieniu. Ktoś może zapytać: po co zatem istnieje proroctwo? Otóż istnieje ono po to, aby ustanowić sens przyszłych wydarzeń, a nie ich fakty. Właśnie dlatego wszystkie interpretacje muszą ograniczyć się tylko do ustalenia sensu wydarzeń, a nie ich faktycznego przebiegu. I to jest proroctwo, a nie astronomiczne wyliczenie zaćmienia". Pogaństwo jeszcze wyda ostatni bój Kościołowi Chrystusa. To my przegramy. Ale nie Chrystus. On „będzie królował żywym i umarłym, a Królestwu Jego nie będzie końca". I ten, kto nie odżegna się od Niego w mrokach dni ostatecznych, ujrzy Nowe Niebo i Nową Ziemię.
(FR 28 s.106-108)

sobota, 26 grudnia 2009

Nie było dla Jezuska miejsca w...STAJENCE

Jeden z moich przyjaciół zawsze mówił, że na Boże Narodzenie zawsze muszą dziać się ,,cuda". No i w moim rodzinnym mieście cud się PODOBNO ZDARZYŁ. A tym cudem było to, że dla Pana Jezusa..a w zasadzie dla jego figurki, zabrakło miejsca w miejskiej stajence, gdyż była ona przygotowana na inną,lepszą figurkę....; ale do rzeczy:

Z racji tego, iż władze miasta po raz wtóry sztucznie, na siłę, promują Rynek Nowomiejski(urządzając na tym miejscu co tylko się da- od jarmarków,przez lodowisko..a i tak mało to daje) na Rynku tym ustawiono miejską Szopkę Betlejemską. Wcześniej(jeszcze 2 lata temu) stała ona na częściej odwiedzanym przez Torunian Staromiejskim Rynku, blisko Katedry, skąd po pasterce Biskup przynosił Dzieciątko do szopki. Rok temu ( jak mniemam z racji remontu głównego traktu na starówce) Biskup nie przyniósł dzieciątka, natomiast zostało Ono przeniesione z Parafii Świętego Jakuba- która mieści się na Nowym Rynku.
W tym roku za to...

...Pasterka w Świątyni pw. św. Jakuba zaczęła się o 22. Po tym Księża i wierni, udali się z zamiarem położenia figurki Jezusa w żłobie. Jednak stojący czujnie na straży urzędnik miejski( z racji Świąt nie wymienię nazwiska- acz to jedna z ważniejszych osób w UM) nie pozwolił, by świętojakubskie dzieciątko złożyć w stajence, bo- jak uważał po Pasterce katedralnej-rozpoczętej o północy- zostanie przyniesione ,,lepsze" dzieciątko które Toruniowi ofiarował Papież Jan Paweł II ). Jednak jak się okazało..także w tym roku procesja z Katedry nie przyszła. Jak udało mi się usłyszeć o 2 w nocy Katedra była już zamknięta na 4 spusty.
No i całą noc podobno nie było w żłobku miejskiej szopki najważniejszego gościa. Rano w Boże Narodzenie do 9.30 także było puste miejsce na sianku..; Wieczorem natomiast już ,,pełna".

---------------------------------------------------------------------

Nie wiem, czy to zwykłe nieporozumienie, przypadek czy też celowe działanie. Wyszło jak wyszło. Szkoda tylko, że znów był i ,,zły gospodarz", i znów ,,nie było miejsca".. tylko lampy wystaw sklepowych, Aniołki i choinki przed urzędami świeciły tak samo..ot święto..wolne..zakupy..no i knajpy..otwierane zaraz po 23..
..a Bóg i tak się narodził- nawet jak nie było nigdzie dla Niego miejsca.

czwartek, 24 grudnia 2009

GAUDEAMUS- Boże Narodzenie 2009






































Natus et nobis 

Salvator Mundi! 

Gaudeamus!

Vobis in festum nativitatis Christi omnia quaeque optima gratulor et exopto similiter in Annum Novum MMX, Qui sit bonorum et gaudiorum verorum plenus feracissimus latinitatis.

In Christo Rege
Filip


Życzę wszystkim zdrowych i radosnych świąt Bożego Narodzenia - dużo radości i nadziei. Ufam mocno, że wszystkie smutki będą łatwiejsze do rozwiązania. Wytrwałości do pracy i sił które, pozwolą ją dobrze wykonać. Niech praca przynosi wam wszystkim owoce i radość.

Przepraszam za wszystkie niewłaściwe kroki z mojej strony i proszę pokornie o przebaczenie. Obym za rok nie musiał już przepraszać nikogo.

piątek, 18 grudnia 2009

BEATYFIKACJA...[dziś i jutro]...














Kiedyś to były czasy...
Niewątpliwie najważniejszym wydarzeniem tamtych czasów były uroczystości z okazji beatyfikacji Wincentego a Paulo. Beatyfikacja miała miejsce 14 czerwca 1729 r. w Rzymie. W Rzeczpospolitej w trzech najważniejszych misjonarskich ośrodkach: Warszawie, Chełmnie i Krakowie odbyły się uroczystości zaprowadzenia kultu założyciela Zgromadzenia. Uroczystości w domu warszawskim z udziałem nuncjusza i biskupów: płockiego Andrzeja Stanisława Załuskiego i włocławskiego Krzysztofa Antoniego Szembeka miały miejsce 14 lutego 1730 r. W Krakowie odbyły się w dniach od 5 do 7 czerwca 1730 r. Uroczystości chełmińskie, co zgodnie podkreślają wszyscy - najwspanialsze, zorganizowano w dniach od 7 do 9 maja 1730 r.,od niedzieli do wtorku. W przygotowanie oprawy uroczystości włączyli się nie tylko księża misjonarze ale i całe miasto. Rada pokryła m.in. koszty wykonania nowych lawet do 28 armatek wiwatowych, które ustawione w mieście bądź na okolicznych wzgórzach miały ogłosić. Wczesnym rankiem rozpoczęcie uroczystości. Wyjątkowo milczały w ów dzień dzwony kościelne i dopiero o dziewiątej rozległo się ich bicie, po czym z wieży farnej i ratuszowej popłynął koncert, instrumentalny w wykonaniu 38 artystów. Koncerty takie miały miejsce dwa razy dziennie, przez wszystkie dni obchodów. Literalnie, całe miasto było przystrojone z tej okazji iluminowano wieże w mieście. Wieżę farną ozdabiała ogromna, świetlista korona z napisem: Beato Vincentio a Paulo fundatori Congregationis Missionis et Sororum Charitatis.
Na wieży Ratusza zawieszono cztery herby: biskupa ordynariusza Feliksa Kretkowskiego i koadiutora Tomasza Czapskiego, kapituły chełmińskiej i Chełmna. Ale przede wszystkim było przyozdobione wnętrze kościoła farnego. Na iluminację wszystkich 19 ołtarzy bocznych odpowiednie sumy wyasygnował biskup Kretkowski. W ołtarzu wielkim umieszczono obraz podtrzymywany Przez dwa anioły ,,lśniące od Złota”, z wizerunkiem błogosławionego. Obraz wykonano w Gdańsku. Przedstawiał on Wincentego a Paulo w nimbie świętości, wiedzionego przez anioły przed tron Trójcy Przenajświętszej. Wnętrze świątyni przyozdabiały gobeliny tkane złotą i srebrną nicią. Ambonę przetkano kosztowną jedwabną materią. Posadzki wyłożono dywanami. Uroczystość samą uświetnili swoją obecnością obaj biskupi, senatorzy Prus Królewskich, okoliczna szlachta oraz wojsko królewskie Szacowano że na triduum obchodów przybyło aż 20 tys. ludzi. Ceremonie religijne odbyły się od sumy celebrowanej przez biskupa Kretkowskiego, w trakcie której podniosłe kazanie wygłosił i papieskie breve beatyfikacyjne odczytał superior Mroczek. Po odśpiewaniu Te Deum laudamus ponownie dało się słyszeć salwy armatnie. Dzień zakończyły uroczyste nieszpory i procesja wokół kościoła. Następnego dnia o świcie odprawiono 20 mszy jednocześnie przy wszystkich ołtarzach kościoła farnego. Sumę celebrował koadiutor Czapski, a kazanie wygłosił kanonik Tomasz Adempski, absolwent seminarium Chełmińskiego. Dzień zakończyły ponowne uroczyste nieszpory i procesja wokół kościoła farnego. W trakcie wszystkich uroczystości oprawę muzyczną zapewniały trzy chóry które wykonywały pieśni polichóralne przy wtórze organów. Jednym z punktów był pokaz sztucznych ogni, który zorganizowano poza miastem. Pokazy tych ogni, dostarczonych z Gdańska, trwały aż do 2 w nocy.
Zastanawiam się jak by to dziś wyglądało...a w zasadzie…jutro..:

Niewątpliwie najważniejszym wydarzeniem tamtych czasów były uroczystości z okazji beatyfikacji Jana Pawła II. Beatyfikacja miała miejsce 14 października 2010 r. w Krakowie, bo tak sobie zażyczył Sejm oraz Rząd RP pod naciskiem demonstracji, w przeciwnym razie grożąc Stolicy Apostolskiej zerwaniem Konkordatu. W Polsce, w każdej niemal miejscowości odbyła się z tego powodu uroczysta sesja rady gminy, powiatu czy województwa- co należy podkreślić niezależnie od podziałów politycznych. Uroczystości w Warszawie, z udziałem nuncjusza i biskupów, razem z parlamentarzystami, którzy zdążyli wczoraj uchwalić postępowe prawo zabijania niepotrzebnych embrionów ludzkich oraz finansowania zabiegów in-vitro z budżetu samorządów, uważano za najlepsze. Dodatkowo miał oczywiście miejsce wielki koncert w którym udział brali najwięksi polscy artyści estradowi począwszy od Dody na Behemocie skończywszy. Koncert przyciągnął tłumy warszawiaków, którzy dodatkowo solidarnie wsparli datkami pomysł budowy Centrum Ekumenicznego im. bł. Jana Pawła II. Po koncercie w Archikatedrze miała miejsce Msza która połączona była z koncertem warszawskich scholek dziecięcych.

Uroczystości toruńskie, nie były tak wspaniałe, jednak z powodu tego, że w Toruniu przed 11 laty Jan Paweł II odprawił jakieś nabożeństwo Rada Miejska uznała za stosowne coś zrobić.
W przygotowanie oprawy uroczystości włączyli się nie tylko księża, ale i miejskie instytucje kultury- w tym między innymi Centrum Sztuki Współczesnej, w którym prezentowano wystawę pt. ,,Jan Paweł II, a kryzys ekonomiczny" na której wystawiono między innymi słynną figurę Papieża przygniecioną przez meteoryt. Rada miasta pokryła m.in. koszty wykonania nowej iluminacji pomnika Jana Pawła II przy Alei Jana Pawła II, a także udzieliła solidnej dotacji na projekt kościoła pw. Bł. Jana Pawła II który to miał zaprojektować najwyższej klasy nowatorski architekt z Iranu.
Wczesnym rankiem rozpoczęcie uroczystości. W poprzedzającą noc odbyło się krótkie czuwanie modlitewne, a zaraz po nim dyskoteka ewangelizacyjna w największym toruńskim klubie z udziałem najlepszych DJ-ów. Zatem, by dać młodzieży odpocząć, dopiero po 12 rozległo się pierwsze bicie dzwonów, po czym z wieży katedry i ratuszowej popłynął odtworzony koncert Piotra Rubika, który jednakże można było słuchać wyłącznie z słuchawek rozdawanych przechodniom, gdyż właśnie weszły przepisy unijne ograniczające hałas w centrum miast. Odtwarzanie tego koncertu miało miejsce dwa razy dziennie, przez wszystkie dni obchodów. Trzeba jeszcze zwrócić uwagę, ze względu na to, by zbyt huczne obchody beatyfikacji mogły nie uraził nie-katolików, ozdobienie miasta ograniczyło się tylko do wywieszenia na wierzy katedry flag Watykanu i napisu ,,bł. Jan Paweł II”.
Ale za to przyozdobiono bogato wnętrze kościoła katedralnego. Zmieniono położenie mensy ołtarzowej i przeniesiono ją na środek nawy głównej, tak by wszyscy mieszkańcy mieli dobry widok. W prezbiterium natomiast umieszczono obraz z wizerunkiem błogosławionego. Obraz wykonany został przez założyciela Drogi Neokatehumenalnej Kiko specjalnie na zlecenie miasta, w którym jak widać skuteczny lobbing przeprowadzili przedstawiciele Drogi. Przedstawiał on Jana Pawła II oraz samego Kiko. Starą ambonę zasłonięto by nie odrywała uwagi wiernych od obrazu.W nawach bocznych przygotowano wystawę prac dzieci pt. Jan Paweł II a problemy dzisiejszej młodzieży”. Ponadto zaraz po rozpoczęciu uroczystości urządzono aukcję części starego ołtarza bocznego, na rzecz nowego kościoła. W miejsce starego ołtarza ma się pojawić ołtarz bł. Jana Pawła II.
Uroczystość samą uświetnili swoją obecnością przedstawiciele wspólnoty protestanckiej, kościoła prawosławnego, a także niedawno przybyli do Torunia buddyści i hinduiści. Był podobno obecny również jakiś szaman afrykański. Na honorowych miejscach w Katedrze posadzono europarlamentarzystów i radnych miejskich. Ceremonie religijne rozpoczęły się od sumy celebrowanej przez biskupa Ordynariusza, w trakcie której podniosłe kazanie wygłosił i papieskie breve beatyfikacyjne odczytał zaproszony specjalnie na tę uroczystość Rabin, który bardzo mocno skupił się na tym, że błogosławiony bardzo często podkreślał, iż mienie żydowskie powinno być jak najszybciej zwrócone. Po odśpiewaniu Barki dzień zakończyły gry i zabawy dla dzieci.. Następnego dnia o świcie odprawiono przy ołtarzu polowym na rynku Starego Miasta Mszę która koncelebrowało ponad 100 kapłanów. W trakcie wszystkich uroczystości oprawę muzyczną zapewniało blisko 50 gitarzystów którzy wykonywali najlepsze przeboje muzyki chrześcijańskiej. Jednym z punktów był pokaz sztucznych ogni, który zorganizowano poza miastem. Pokazy tych ogni, który zakończył ogromny fajerwerk z napisem Toruń- Europejską Stolicą Kultury 2016.

Cóż- kto wie co będzie. Nie wiem tego także ja. Jednak ufam że ten opisany powyżej obraz nie spełni się. Bo byłoby to ze szkodą - jak mi się zdaje dla wszystkich. Mamy czas- czas się zastanowić.
Czasy się zmieniają, zmieniają się zwyczaje, człowiek się nieustannie zmienia. wszystko się zmienia.

CHRYSTUS TEN SAM WCZORAJ DZIŚ I NA WIEKI...

środa, 16 grudnia 2009

Czekając aż przyjdzie...[R.]

Czytając ostatnio pewną książkę, zasnąłem nie zaznaczywszy strony na której zakończyłem wieczorną lekturę. Rano- książkę otworzyłem na poniższym fragmencie:

















,,o.Marie-Dominique Philippe, profesor z Fryburga, Dominikanin, który mając 63 lata, założył w 1975 roku w zlaicyzowanej Francji niezmiernie prężny zakon, Wspólnotę św. Jana Ewangelisty, prorokuje:

Myślę, że Kościół przeżywa swój ostatni okres. Oczywiście może on potrwać, nic nie stanie się jutro. [...] Bez wątpienia Kościół przeżywa obecnie swój ostatni okres — i jest to również najpiękniejszy okres! Jesteśmy uprzywilejowani, że możemy żyć w tym ostatnim okresie, ponieważ jest on najpiękniejszym w całych dziejach Kościoła. Trzeba, by Kościół ubożał, by żył tajemnicę Jana Chrzciciela (gdyż Jan Chrzciciel przyjdzie na końcu czasów, odziany duchem Eliasza, zwiastować powrót Chrystusa), a jednocześnie by żył rozkwitem wiosny. Powinien żyć równolegle tymi dwiema tajemnicami. Żyć ubóstwem — ubóstwem zgody na to, że jego pielgrzymowanie dobiega kresu, że nie jest wieczny na ziemi. Jest taki w niebie! Ale ziemski Kościół, Kościół walczący, nie jest wieczny. „Bramy piekielne go nie przemogą", to znaczy, że będzie trwał aż do końca świata, ale nie jest wieczny. Trzeba więc uznać, że jego pielgrzymowanie się kończy. Dlatego ma być ubogi i odziany duchem Eliasza, duchem Jana Chrzciciela. Inaczej nie będzie w stanie zaakceptować faktu, że Chrystus powraca. Iluż chrześcijan nie zgadza się dziś na powrót Chrystusa! Ci, którzy opowiadają się za mesjanizmem doczesnym, ci, którzy mylą polityczną roztropność i wiarę, mają poważne trudności ze zgodą na powrót Chrystusa. „Kościół powinien trwać" — mówią. Nie mają jednak na myśli Kościoła triumfującego, lecz Kościół, który winien zatracić się w wywyższeniu Ludzkości. To Ludzkość powinna być Bogiem, to Ludzkość i tylko ona jedna winna wypełnić wszystko. Bardzo ważne byśmy zrozumieli, że przeżywamy coś analogicznego do tego, czego doświadczył Jan Chrzciciel .

(M.D. Philippe, Iść za Barankiem. Rekolekcje o Ewangelii św. Jana, tłum.D. Szczerba, Warszawa 1996, s. 193 n.)


Moje małe, własne, prywatne, rekolekcje Adwentowe. Czekając aż przyjdzie...a trud syntezy ja w każdym razie pozostawiam Panu Bogu. Ufny w Niego- bez względu na to co dookoła. Bo i co będzie gdy - być może jutro na Niebie zobaczymy spadające na ziemię gwiazdy. Co się stanie gdy na ziemi zacznie się prawdzie zło?
Myślę, że wiara w tym czasie mówi tylko jedno- to musi się stać...;

Instytut B[enedykta] 16 - filia Toruń...

No dobra- to na razie nierealne. Ale ale..czytając toruńskie wydanie internetowe dziennika Nowości...

 












Niestety- skądinąd dowiaduję się że w moim mieście rodzinnym miał po prostu miejsce kolejny iście kretyński spektakl pod nazwą Instytut B....61 :
,,W budynku czekali przedstawiciele wyimaginowanego Instytutu, szaleni naukowcy, astrofizycy poprzebierani w gogle i białe oraz jasnozielone kitle. Opowiadali o historii swojej placówki, o ojcach założycielach, których na obrazie "Ostatnia Wieczerza" uświetnić miał sam Leonardo da Vinci. Profesorowie ostrzegali, żeby podczas oprowadzania po Instytucie uważać. "Proszę państwa, to nie zabawa! My tutaj zakrzywiamy czasoprzestrzeń! Proszę zobaczyć tutaj. Kolega nie uważał. I co się stało?" - przewodnik ku przestrodze wskazywał na dziurę w ścianie z zamurowanym adeptem Instytutu." jak informuje Gazeta. Na zakończenie jest krótkie podsumowanie:
Instytut pokazał nam dobre i smutne strony toruńskiej kulturalnej rzeczywistości. Pozytywne jest to, że są u nas ludzie, którzy mogą organizować oryginalne przedsięwzięcia. Mamy w mieście wszystko, co trzeba do zbudowania programu i strategii, której zwieńczeniem może być tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 r. Okazało się też, że deficyt podobnych wydarzeń w Toruniu jest ogromny. Trzeba mieć nadzieję, że już wkrótce imprezy takie jak Instytut nie będą wyjątkiem, ale chlebem powszednim......
.........CZEGO SOBIE I PAŃSTWU CZYTELNIKOM NIE ŻYCZĘ...
 
PS:........a Państwa ,,artystów" zapraszam na konsultacje psychiatryczne. Załamać się idzie. Jesli współczesna sztuka odzwierciedla kondycję moralną dzisiejszego człowieka to niestety idzie się zgodzić z twierdzeniem Nicolasa Gomeza Davili:
  ,, Współczesny świat nie będzie ukarany- on sam jest karą"

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Błogosławieni - ciąg dalszy poszukiwań

Toruń..
Tak ubogi dziś w Świętych. Dlaczego z Torunia nie ma świętych? Dlaczego z Torunia nie ma błogosławionych? Bł. x.Stefan Wincenty jest wszak z pobliskiej Chełmży. Dlaczego?
Może przez to że... Toruń ma tak słabą pamięć? Zapomina, nie chce pamiętać..;
W poszukiwaniach informacji o orędownikach w Niebie z naszego miasta natknąłem się na list św.o.Maksymiliana:

















,,Najprzewielebniejszy Ojcze Prowincjale
W myśl listu N. O. Prowincjała z 12 VII byłem w Toruniu w sprawie Sługi Bożego Jana Łobdowczyka i przekonałem się, iż jest on tam tak zapomniany, że ani proboszcz pofranciszkańskiego kościoła, ani zakonnice, ani inny proboszcz (naprzeciw zakonnic) nic o nim powiedzieć nie mogli. Ten ostatni radził zwrócić się do sekretarza biblioteki Towarzystwa Naukowego, którego jednak nie zastaliśmy (towarzyszył mi o. Alfons) w domu, a okoliczności nie pozwalały nam na dalsze poszukiwania.
Wróciwszy do klasztoru, znajduję w "Manuale dei Novizi" etc. (L. Caratelli M[inistro] G[enerale]), w rozdziale "'eligiosi morti in fama di santita" w wieku XIII l[iczba] 52:
"B.Giovanni Loberdank di Thorn, prussiano; † 9 ottobre 1264 a Culma, e quivi sepolto nella nostra chiesa, dai luterani poi profanata insieme al corpo del beato (Wadding)". - Zapewne to on; wedle Waddinga  więc jest już blogosławionym, a spoczywał w Chełmnie, gdzie protestanci jego ciało wraz z kościołem sprofanowali. Czyżby więc nie było po nim śladu? Kasa konwentu przewidująca restaurację (dach) nie pozwala mi na dalsze badanie sprawy w Chełmnie."

Zapomnienie. Zapomnienie. Zapomnienie.Zapomnienie. Czas..

Tak, jak inny błogosławiony, o którym znalazłem tylko lakoniczną notatkę:
,,Bł. Szymon z Torunia, zm. w Chełmnie 1363. Tamże pochowany w kościele franciszkańskim. Relikwie spalili heretycy 16 II 1527."

Czy naprawdę było ich tak wielu? Jan, Szymon.. a i tak zniknęli w pomroku dziejów. I z litanii..;

Beate Ioannes et Simon, orate pro nobis...

Wspomnijmy tych mnichów.. Nicolas Gomez Davila pisał że nie powinniśmy wstydzić się własnego człowieczeństwa właśnie z tego powodu że istnieli mnisi. Ci mnisi wciąż są- poznali to wszystko co chcieli- mają udział w Świętości i orędują za nami, za miastem i jego mieszkańcami. I Zmartwychwstaną ciałem...

sobota, 5 grudnia 2009

Wyrzeknijmy więc wszyscy: Nie ma Mikołaja!

Wygłosił to zdanie Jan Ledóchowski poseł na Sejm Królestwa Polskiego, w czasie dyskusji sejmowej 25 stycznia 1831 r. nad detronizacją króla Polski Mikołaja I (był nim od l825 r. na mocy Konstytucji Królestwa Polskiego).Po wybuchu powstania listopadowego,5 grudnia 1830 r., władzę dyktatorską przejął gen. Józef Chłopicki, nie zrobił z niej jednak żadnego użytku i złożył wkrótce dyktaturę (18 stycznia 183l r.). W tym czasie zaczęły się pojawiać głosy żądające detronizacji króla Polski Mikołaja I. Byty one Zapewne związane z wydarzeniami w Belgii, w której tamtejszy parlament 24 listopada 1830 r. zdetronizował Wilhelma I i jego rodzinę Orange-Nassau. Polscy patrioci chcię1i wzorować się na tym wydarzeniu, tym bardziej że byłoby to ostateczne zerwanie z Mikołajem I i mogło przekonać wahających się do przystąpienia do powstania. Inicjatorem akcji detronizacji był poseł konecki na Sejm Roman Sołtyk. Ułożył on wraz z grupą przyjaciół wniosek o pozbawienie korony polskiej Mikołaja I. Przeczytał go wieczorem 20 stycznia na Zamku Królewskim w Warszawie. Książę Adam Jerzy Czartoryski próbował przekonać Sołtyka, aby wycofał wniosek,ponieważ nie zgadzał się z jego treścią i uważał, że może on zaszkodzić sprawie polskiej przez niepotrzebne drażnienie uczestników kongresu wiedeńskiego.
W sejmie mieli jednak przewagę zwolennicy detronizacji cara. Oliwy do ognia dolały zapowiedzi feldmarszałka lwana Dybicza, że zniszczy Warszawę i pokona polską armię. W czasie sesji sejmu 25 stycznia opozycyjnym senatorom i posłom grożono śmiercią jeśli sprzeciwią się wnioskowi, oraz zapowiadano, że zostaną uznani za zdrajców. Do zwolenników detronizacji przyłączyli się kaliszanie, czyli 1egalna opozycja sejmowa sprzed powstania,i wielu wahających się posłów. W czasie dyskusji po wygłoszeniu mów przez Antoniego Ostrowskiego i Franciszka Wołowskiego na środek sali sejmowej wybiegł poseł Jan Ledóchowski i głośno powiedział: ,,Wyrzeknijmy więc wszyscy: nie ma Mikołaja!''
Wniosek został przyjęty, lecz w zmienionej i złagodzonej przez sekretarza Senatu
Juliana Ursyna Niemcewicza formie. W Polsce zapanowało bezkrólewie, a przyszłość tronu polskiego musiała zostać rozstrzygnięta zbrojnie.

A dla wszystkich którzy jednak są zdania że Mikołaj jest, był i będzie

czwartek, 3 grudnia 2009

Syn y syn - czyli ile kosztuje palenie

Wertując stare poematy i żywoty natrafiłem na ciekawy wypis z rachunku. Oto czcigodne,nadwiślańskie miasto Chełmno, takowy wypis w swych rachunkach poczyniło:

Zapiski z ksiąg rachunkowych miasta Chełmna, dotyczące
wydatków związanych z więzieniem, badaniem, sądzeniem
i paleniem na stosie czarownic.

Dryg,: Arch, Tor" 322, nr 502, 506 522 (oryginał w języku polskim),












1638, 17 VII - Na koszule, za płótno dla jednej białogłowy, która była podejrzana o czary - fl. 1 gr. 5
30 VII - Ogrodnikom od rąbania drew dla czarownic gr 5. Za płótno do koszuli dla czarownic, od zszycia – gr. 2.
9 VIII - Zapłaciłem piwa stofów 22, co panowie ławnicy 3 wypili przy męczeniu czarownic - fl. 1 gr. 14.
13 VIII - Od oprawy lichtarza, który zepsowano przy męczeniu czarownic - gr 20.
17 VIII - Sprawcy od spalenia dziewiąci czarownic dałem fl. 6.
10 XII - Siarki wzięto do czarownic - gr 3. Płótna łokci 5 wzięto na koszulę czarownicy po gr 9 - fl. 1 gr. 15.
11 XII - Mistrzowi dałem od palenia czarownicy - fl. 12.

1639, 1 II - Zapłaciłem, co wybrano na żywienie czarownic, Rossowi 5 za: śledzie, sól, groch, kaszę, świece, masło itd. dałem fl. 12 gr. 7 aen. 6.
7 II - Chłopiętom, którzy wyjawili czarownice, na sukno
do sukienek i ubranek – fl. 11. Krawcowi od uszycia sukienek, za sznurki i haftki - fl. 1 gr.30.
13 IV - Sprawcy, iż narzekał, z woli Panów rady oddałem od tracenia czarownic fl.3

1661, 23 VII - Gdy miano męczyć czarownicę ze Starogrodu dałem cieśli, co sporządzał bal w więzieniu do męczenia gr. 24.
1684, 29 V - Za słomę do podpalania młodej czarownicy gr. 6.
6 VI - Chłopu, który od sądu miejskiego do Papowa i Kijewa ze strony Szperkowej, o czary osądzonej, z listami chodził - gr 12.
20 VI - Za 6 pęków słomy targanej do obłożenia stosu do palenia Szperkowej czarownicy dałem gr. 6.
5 IX - Rymarzowi za postronki do .czarownic brane dałem fl. 1 gr. 12.

Wynika zatem że, palenie niewiast oddających się praktykom zabronionym  drogim interesem to nie było. A przy tym można było na tym korzystnie zarobić, tak że i na przyodziewek godny starczyło. Oczywiście dziś nikomu na myśl nie przychodzi by  na stosie uwędzić owe niewiasty( w Polsce przynajmniej), ale czasem jak się to i owo słyszy to aż się pudełko zapałek w kieszeni odmyka. Ale dla mnie osobiście interesujący jest jeden element całego tego rachunku.Są to rachunki MIASTA, nie zaś Kościoła czy Biskupa. To dla tych co zarzucają iż inkwizycja szalała i Kościół Matka Nasza biedne Panie palił.;  warto zauważyć że taką karę przewidywało za czary prawo Państwowe. I takie prawo było jak widać egzekwowane z całą surowością i skrupulatnością.
 Palenie bądź co bądź zabija- i o tym pamiętajmy.
Na koniec mała refleksja -ciekawi mnie sprawa ile spalono czarownic w Gdyni.... :)

środa, 2 grudnia 2009

Tym, co żyją w ciekawych czasach.

Autor blogu Pod Mitrą podaje informację o tym jak Ordynariusz diecezji Calgary w kanadyjskiej prowincji Alberta, biskup Frederick Henry zawiesił do odwołania wszelką działalność miejscowych wspólnot skupionych wokół Mszy świętych celebrowanych w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Powodem tego jest oczywiście epidemia Ptasiej, Świńskiej czy jakiejkolwiek innej grypy. Każdy powód generalnie dobry. Małe są szanse by J.E bp.Frederic zajrzał na mojego skromnego bloga, jednak ku Państwa pamięci przytoczę fragment bardzo ciekawego biogramu.

,,W grudniu 1940 r. został przewieziony do obozu w Dachau, który stanowiło główne skupisko duchowieństwa z całej Europy, szczególnie z Polski. Pomimo ekstremalnych warunków pełnił nadal posługę kapłańską. Organizował wspólne modlitwy, spowiadał, sprawował potajemnie Msze św. i rozdzielał Komunię św.
Na przełomie 1944/45 w obozie wybuchła epidemia tyfusu. Władze obozowe nawet nie próbowały z nią walczyć; poprzestały na odizolowaniu zarażonych baraków, ogrodzeniu ich drutem kolczastym i postawieniu straży. Ks. S. W. Frelichowski zaangażował się w pomoc chorym, udało mu się także zachęcić do tego 32 innych kapłanów.

Podczas udzielania tej dobrowolnej pomocy chorym współwięźniom sam zaraził się tyfusem plamistym, który w połączeniu z zapaleniem płuc, doprowadził w dniu 23 lutego 1945 do jego śmierci."

Błogosławiony x. Stefan Wincenty Frelichowski. Kapłan- męczennik. Zastanawiam się co by ów czcigodny Kapłan odpowiedział, gdyby żył dziś. Ale zdaje mi się że w obozie niósł Chrystusa wszystkim, o dozownikach z wodą święconą nie słyszał, podobnie jak o komunii na rękę. Ale co robić- czasy mamy teraz arcyciekawe.

Chrystus jest życiem. Myślę że trzeba by o tym przypomnieć tak Ordynariuszowi diecezji Calgary, jak i co najmniej kilku kapłanom w Polsce. Odrobinę wiary..

wtorek, 1 grudnia 2009

Uniwersytet - czyli tam gdzie nauczyłem się milczeć.

Uniwersytet Jagielloński powstał w 1364 roku z inicjatywy króla Kazimierza III Wielkiego, aby uczynić uczelnię która kształciłaby ludzi w królestwie Polskim. Jest to niewątpliwe pierwsza polska uczelnia wyższa. I sprawa ta nieprędko miała się zmienić.
Mało kto jednak wie że w Państwie Zakonnym, także edukacja nie szła w las. Oto krzyżakom także potrzebna była wykształcona administracja. Ta, która przybywała z Niemiec nie była wystarczająca na potrzeby Zakonu. Dlatego też Wielki Mistrz wystąpił do Papieża o pewien przywilej który poniżej cytuję:

AKT ZAŁOŻENIA UNIWERSYTETU W CHEŁMNIE (1386)


Genua, 9 II 1386
Dokument wystawiony przez papieża Urbana VI.


















Druk.: Urkundenbuch des Bisthums Culm, wyd, C. P. Woelky, t. I, Danzig 1884. nr 369 (tłumaczenie z łaciny).

Urban VI biskup, sługa sług Bożych ,na wieczną pamiątkę...
Jako że niedawno do nas nadeszło przedłożenie, iż mistrz i bracia zakonni [którzy] nie tylko ku pożytkowi i pomyślności tejże Rzeczypospolitej oraz mieszkańców ziem ich podległych,
lecz także do tego celu i pobliskie obszary mają chwalebnie na uwadze, w ich mieście Chełmnie, diecezji chełmińskiej, jako znaczniejszym i bardziej do tego odpowiednim i dogodnym, w którym i powietrze umiarkowaniem się odznacza, żywności obfitość i innych rzeczy do potrzeb ludzkich należących mnogość się znajduje, bardzo pragnęliby utworzenia i urządzenia przez Stolicę Apostolską s t u d i u m g e n e r a l n e g o z wszelkimi dozwolonymi fakultetami, aby tam wiara się rozszerzała, uczyli się prostaczkowie, prawość była zachowana, praworządność kwitła, oświecały się umysły, a rozumy ludzkie jaśniały. Gorąco pragniemy, aby miasto wyżej wymienione, tak byto darami nauk zdobne, iżby wydawało mężów odznaczających się dojrzałością rozumu, cnotami uwieńczonych,w różnych zasadach nauk wyuczonych i aby tam istniało orzeźwiające źródło nauk, z którego obfitości czerpaliby wszyscy, pragnący się wiedzą napoić. To wszystko przeto, po pilnym zbadaniu rozważywszy, a zwłaszcza dogodność wspomnianego miasta, które dla pomnożenia nasienia zdrowej nauki i wyhodowania zbawiennej latorośli, wedle mniemania bardziej stosowne będzie i dogodne spośród innych miejscowości i miast, władzy wyżej wspomnianych mistrza i braci zakonnych podległych, i to nie tylko dla tegoż miasta, lecz i dla okolicznych mieszkańców korzyści, ojcowskimi uczuciami przejęci, do tychże wspomnianych mistrza i braci zakonnych z tych okolic próśb się przychylając, na chwałę imienia boskiego i dla rozkrzewienia prawdziwej wiary, mocą władzy apostolskiej postanawiamy i zarządzamy, aby w tym mieście istniało studium generalne na wzór studium bolońskiego, i aby ono po wieczne czasy tamże rozkwitało tak w teologii, jako też i w jakichkolwiek innych dyscyplinach, aby nauczający i studiujący tymże wszystkimi przywilejami, swobodami i immunitetami byli .obdarzeni i z nich korzystali, jak korzystają z przyznanych im magistrowie teologii i doktorowie nauczający oraz studiujący a przebywający w onym studium bolońskim. I ażeby ci, którzy z biegiem czasu zasłużą na odznaczenie na tym fakultecie, na którym studiowali, otrzymali zezwolenie na nauczanie, aby innych uczyć mogli i zaszczytną godność magistra lub doktora nadawać mogli i to tego fakultetu, na którym egzamin będzie się odbywał. Ci zaś, którzy by w tym studium złożyli egzaminy i uznani zostali za zdolnych, aby zezwolenie- nauczania i taką godność uzyskali, jak powiedziano, iżby na podstawie tego egzaminu i uznania wykładać i nauczać mogli tak w wyżej wymienionym mieście, jak i w innych studiach generalnych, w których wykładać i nauczać by pragnęli, o ile to nie sprzeciwiałoby się postanowieniom i zwyczajom zatwierdzonym przez władzę apostolską, aby pełną i swobodną mieli możność. Przeto nikomu nie wo1no sprzeciwiać się naszemu postanowieniu i zarządzeniu na tym piśmie lub ośmielić się nierozważnie mu przeciwdziałać .

Dane w Genui 9 lutego 1386 r.

Cóż- wobec komplikacji dziejowych i politycznych niestety idea ta nie znalazła odbicia w rzeczywistości. A szkoda- bo kto wie jak wtedy potoczyła by się historia naszego kraju. Warto jednak pamiętać że to miasto, dziś niemal nieobecne, ciche, w którym w wielu kościołach hula wiatr, miało stać się jednym z najważniejszych ośrodków intelektualnych nad Bałtykiem. Pamiętajmy o tym szczególnie dziś gdy na każdym niemal rogu sprzedawane są przez uczelnie dyplomy magistra, licencjata czy inżyniera; Pamiętajmy w czasach gdy biolog może być księgowym, historyk managerem, a teolog sprzedawcą..; były czasy gdy istniały uniwersytety które nie instruowały a kształciły. Nie były tylko 5-cio letnimi miejscami gdzie przez chwilę kserowało się notatki od kolegi, ale były prawdziwymi świątyniami nauki. Szkoda że czasy te minęły.

poniedziałek, 30 listopada 2009

Budujemy Bogu dom, budujemy nowy dom...- czyli ANTY-bunkier
















Budujemy Kościół przy Instytucie Różańcowym pod wezwaniem Królowej Różańca św.

W dalszym rozwinięciu swej działalności, Instytut Różańcowy w Toruniu
podjął projekt budowy własnej kaplicy dla zakładów, które są przewidziane
przy Instytucie Różańcowym jak: Sierociniec z Zakładami rzemieślniczo-wychowawczymi, wytwórnia dewocjonaliów itp.Znalazł się nawet Szlachetny Fundator, który, doceniając doniosłość akcji podejmowanej przez Instytut Różańcowy oraz wczuwając się w potrzebę pobudowania świątyni przy Instytucie Różańcowym, zadeklarował na ten cel poważną ofiarę: 60.000 zł.Projekt budowy kaplicy na potrzeby Instytutu Różańcowego RadaMiejska m. Torunia potraktowała życzliwie, ofiarowując przepiękny plac pod budowę, tuż obok Instytutu Różańcowego, ale z zastrzeżeniem, żeby to nie była mała kaplica, ale raczej kościół, dostosowany nie tylko dla potrzeb Instytutu Różańcowego, ale zarazem dla okolicznej ludności, pozbawionejdotąd Świątyni w tej dzielnicy, zbyt oddalonej od kościołów w śródmieściu.Zastrzeżenie to trzeba uznać za słuszne, tym bardziej, że świątynia ta ma oprócz tego służyć, jako pomocnicza i dla potrzeb armii. Tu bowiemmają być odprawiane nabożeństwa polowe, w związku z otwarciem - tuż obok Instytutu - olbrzymiego placu rewij wojskowych. Chętnie też korzystałoby z kościoła tego wojsko, zwłaszcza oddziały wojsk lotniczych i pułk ciężkiej artylerii, oraz formacje saperskie, które obecnie muszą odbywać zbyt uciążliwą drogę do kościoła garnizonowego, oddalonego około trzy kilometry. Wobec tego jednak trzeba było plany kościoła odpowiednio rozszerzyć i nadać charakter budowy monumentalnej.
Plany już są przygotowywane.A skąd środki na to?Środki na budowę tej świątyni znajdą się z całą pewnością!Pod tym względem musimy być idealistami, a nie zbytnimi realistami...
Budowa wszystkich kościołów, nawet najwspanialszych świątyń, rozpoczynała się nie od gotówki już z góry przeznaczonej...
Znajdą się środki z tego samego źródła, z którego znalazła się i ta pierwsza deklaracja 60.000 złotych na ten cel.Ufamy w cudowną pomoc Naszej Pani, bylebyśmy tylko godnymi i szczerymi Jej sługami byli.
Znajdą się dusze szlachetne nie tylko w Toruniu, ale i poza Toruniem- w Polsce i zagranicą, które swą miłość dla Królowej Polski - będą chciały okazać.Znajdą się szlachetne dusze, które w tym przeświadczeniu, że kto na ziemi buduje Dom Bogu, to sobie zapewnia miejsce w niebie, nie poskąpią
na ten cel ofiar ze szczerego swego serca. Znajdą się ludzie, którzy, w zrozumieniu dotychczasowych wysiłków Instytutu Różańcowego, zechcą przyjść z pomocą, aby w ten sposób powstał tu poważny ośrodek - z zasięgiem na całą Polskę - tej pracy oddany, której zaczątki wprawdzie, ale już tak pomyślnie się rozwijają. Ze swej strony chcemy wszystkie nasze siły i środki temu celowi po-
święcić! Prosić będziemy o pomoc z nieba i od ludzi dobrej woli. Tak nam dopomóż Bóg!

Największą zachętą i bodźcem w tych początkowych naszych wysiłkach
do zrealizowania powyższego Dzieła Bożego jest życzliwe poparcie ze strony
J. E. Ks. Biskupa Dr. Stanisława W. Okoniewskiego, który w dn. 5. III. 1938 r.
raczył nam udzielić na te prace swoje Arcypasterskie błogosławieństwo,
przesyłając te słowa:


"Błogosławię całą duszą sprawie budowy kościoła dla Instytutu Różańcowego, który to kościół będzie służył zarazem potrzebom armii naszej".


+ Stanisław Wojciech Okoniewski
bp. Chełmiński


Pelplin, dnia 5 marca 1938 r.

Kalendarz Katolicki Wielkiego Pomorza 1939,Wydawnictwo Instytutu Różańcowego, Toruń 1939.

Dziś planowana jest także w Toruniu budowa nowego Kościoła. Zainteresowani wiedzą o co chodzi. I który ładniejszy. :)

piątek, 27 listopada 2009

Ogarek Panu Bogu......[rzecz o oo. Bernardynach Toruńskich]


      I znów powrót do miejsca narodzin. Kościół Mariacki w Toruniu. Zbudowany uporem, wytrwałością, rękoma torunian. Poświęcony Najświętszej Marii Pannie Niepokalanie Poczętej. Wiara spleciona z czynem. Przez kilkaset lat ten niezwykły Kościół był miejscem kultu luterskiego. Dopiero wydarzenia Tumultu Toruńskiego doprowadziły do zwrotu tej czcigodnej Świątyni z powrotem dla oddawania chwały Bogu. Kościół zwrócono Ojcom Bernardynom. Ci Mnisi znani byli ze swej skrupulatności, czego dowodem jest zachowana kronika oo.Bernardynów.

     Wskutek tumultu toruńskiego r. 1724 kościół i klasztor dostał się znowu Franciszkanom, i to Obserwantom, nazywanym w Polsce Bernardynami. Objęcie to powtórne konwentu toruńskiego obchodzono przez zakon z wielką uroczystością, jak świadczą współczesne zapiski zakonne. Sam konwent wyniesiono na trzecie miejsce w prowincji po obu kustodiach w Warszawie i Poznaniu i umieszczono w nim studium zakonne filozoficzne. Wówczas także powstała nasza kronika. Autorem jej jest ówczesny chronolog prowincji o. Jan Kamieński. Pierwszy raz spotykamy go w roku 1700 jako rezydenta, to znaczy studenta w Rzymie. Miał wówczas lat dwadzieścia kilka i był diakonem. Urodził się zatem między rokiem 1675 a 1680. Pobyt tamtejszy trwał lat trzy, w ciągu których otrzymał święcenia kapłańskie. Po ukończeniu studiów rzymskich powrócił do kraju i objął stanowisko lektora filozofii r. 1703.Brak wiadomości gdzie uczył filozofii brać zakonną. Studia filozofii istniały podówczas w Bydgoszczy, Łowiczu i Warcie. W jednym z tych konwentów o. Kamieński rozwijał swoją działalność.Do ułożenia kroniki konwentu toruńskiego, o. Kamieński przystępował także z pewnymi tendencjami apologetycznymi. Zależało mu,aby jak otrzymano toruński, tak odzyskać także inne konwenty pruskie, pozostające jeszcze w posiadaniu luteranów, przede wszystkim wspaniały klasztor gdański. Dalej chodziło mu o to, aby te domy uzyskać dla Bernardynów, nie zaś dla współzawodniczących z nimi Franciszkanów konwentualnych lub Reformatów.

"Archivium Conventus Thorunensis" obejmuje dwa tomy. Nie stanowi jednak jeden tom dalszego ciągu tomu drugiego, tylko są to dwie redakcje tego samego tekstu.
Tekst toruńskiej kroniki urywają się stosunkowo wcześnie, na dłuższy czas przed upadkiem klasztoru. Tłumaczy się to smutnymi dziejami konwentów bernardyńskich i w ogóle klasztorów pod rządami pruskimi, przy czym należy wziąć pod uwagę, że prowincja traciła żywotność organizacji na dość długo przed ostatecznym upadkiem poszczególnych klasztorów, skazanych na wymarcie. Tak jedna redakcja naszej kroniki kończy się na r. 1753, wzgl. 1781, gdy sam klasztor istniał jeszcze do. r. 1821.

1724. Od południa tegoż dnia 7. grudnia w wigilję Niepokalanego Poczęcia zebrali się nasi bracia w liczbie około 60 z sąsiednich konwentów wraz z prowincjałem. Zebrało się także bardzo wielu szlachty polskiej. Przez szereg uzbrojonych paradnie żołnierzy, w dwa rzędy ustawionych, z uroczystą pompą wśród radosnych okrzyków triumfujących katolików wprowadzono nas do kościoła naszego NMP. od ratusza prostą drogą. Wyzńaczeni w tym celu specjalnie deputaci oddali klucze w ręce prowincjała w pośrodku kościoła i wyrzuciwszy z konwentu gimnazjum akatolickie oddali konwent z oficynami i dziedzińcem w spokojne posiadanie naszych braci Bernardynów na większą chwałę Bożą i wieczystą cześć NMP. i WWSS... W tej introdukcji wzięli udział krom mnóstwa osób świeckich także bracia nasi Dominikanie filadelfi, wielebni 00. Tow. jez. i niektórzy nasi bracia Reformaci. Odprawiwszy zwykłe dziękczynienia przez Te Deum i Salve Regina w tymże kościele, akt ten spokojnie ukończyli. [...]Nazajutrz po rekoncyljacji kościoła i klasztoru, dokonanego przez sufragana i oficjała chełmińskiego Szczukę według obrzędu rzymskiego, bracia nasi obyczajem zakonnym obchodzili to uroczyste święto mszą solenną, kazaniami, wystawieniem N. Sakramentu, procesjami i zwykłem i nabożeństwami przez całą oktawę.
Dopomagali im w nabożeństwach, kazaniach i słuchaniu spowiedzi gorliwie 00. jezuici z kolegjum toruńskiego i wielu świeckich księży, przybyłych z różnych miejscowości na wznowienie czci NMP. w tern miejscu, przez heretyków zabranem. Dziwnym sposobem, dusze wiernych pohudzali do gorliwości i radości duchowej, podczas gdy innowierczy obywatele toruńscy chyłkiem zgrzytali zębami, nie posiadając się z wściekłości i zazdrości."( Pisownia w miarę możliwości kopisty oryginalna- przyp.autor bloga)

7 grudnia 2009 minie 285 lat od tych wydarzeń. Z tego, co mi wiadomo w Kościele WNIEBOWZIĘCIA NAJŚWIETNIEJ MARII PANNY w Toruniu nie są planowane tego dnia żadne szczególne uroczystości. A już na pewno nie dziękczynny ,,śpiew Te Deum i Salve Regina", zabraknie Mszy Solennej i procesji. Jestem jednak całkowicie pewien że nie zabraknie natomiast ,,apelu duchów" oo.Bernardynów których kości, zebrane do krypty pod ołtarzem oczekują w tym niezwykłym Adwencie na przyjście Tego któremu ślubowali posłuszeństwo. W Którego szeregach walczyli ze światem.Kościół Walczący w pełnym tego niezwykłego słowa znaczeniu.
Będę wdzięczny jeśli ktoś z czytelników pomyśli tego dnia o tych wiernych, braciach mniejszych którzy tak pięknie wyposażyli Świątynię, których paramenty do dziś są używane w liturgii, i westchnie do Boga za ich dusze. Bo bracia Ci potrafili rozmawiać z Bogiem, o czym dalej mówi kronika:

R. 1734. Grzegorza Zacharyaszewicza, obywatela i kupca tegoż miasta, syndyka naszego, synek pierworodny śmiertelnie zachorował. Opuścili go już doktorzy odchodząc od dziecka. Zasmuceni rodzice, widząc dziecko już konające z bólem rodzicielskiego serca myśleli o pogrzebie. Wtedy kum matki Szwarc innowierca polecił im, aby jeszcze wezwali pomocy Boskiej za przyczyną braci naszego konwentu. Na życzenie rodziców odśpiewali bracia solennie responsorjum do św. Antoniego.Chore dziecko, miane już za umarłe, ku zdumieniu obecnych, zaczęło płakać i wyzdrowiało, Uradowani rodzice na podziękowanie podarowali srebrne wotum do św. Antoniego.

R.I.P . Bo wielu nieznanych nam świętych modliło się w tej świątyni!

poniedziałek, 23 listopada 2009

Ostatni będą pierwszymi,a pierwszy...błogosławionym!!- rzecz o bł. Janie z Łobdowa

Coraz częściej wracam duchem do pofranciszkańskiego kościoła Mariackiego w Toruniu. Świątyni z którą związane jest niemal całe moje życie religijne- w której przyjąłem Sakramenty i wzrastałem. Jestem wdzięczny oo. Franciszkanom, że dali Ludowi Bożemu tę świątynię. Że przeznaczyli to miejsce na Bożą Chwałę. Po przybyciu tu w XIII w. rozpoczęli budowę niezwykłej, monumentalnej i mistycznej twierdzy. Twierdzy Maryi.


Jednym z pierwszych ojców franciszkanów którzy służyli swą modlitwą ludowi Torunia był skromny zakonnik Jan. Określany w licznych źródłach jako „Johannes Lobedau”, „Lobedanus”, „Jan Pruthenus” albo po prostu „Jan z Torunia”. Żył on w XIII stuleciu. Data jego urodzin jest niestety nam znana.rzydomek „de Lobedau”, według wielu badaczy jest interpretowany jako miejsce skąd pochodził wspomniany Jan (Łobdowo k. Brodnicy). Jednocześnie nie wyklucza się, że jest to też jego nazwisko rodowe. Sprawa jednak nie jest prosta, gdyż część historiografów wskazuje na jego mieszczańskie pochodzenia (z Torunia), inni natomiast twierdzą, że pochodził z Niemiec. Nie wykluczona jest również hipoteza, że Jan był potomkiem kolonizatorów niemieckich, którzy przybyli pod Brodnicę w ramach szerokiej akcji osadniczej określanej jako „Ostkolonisation”. Tym bardziej, że przydomek "z Torunia", nadany mu przez barokową hagiografię wskazuje jedynie na fakt przebywania w roli zakonnika w klasztorze franciszkanów toruńskich. Z pewnością bowiem można zaliczyć Jana do założycieli tego klasztoru z około 1239 r. jak pisze o Janie Profesor Wiesław Sieradzan. Krótko po tej dacie osiadł on jednak w klasztorze franciszkanów chełmińskich, który podobnie jak toruński należał wówczas do prowincji polsko-czeskiej. Od ok. 1274 r. oba klasztoru zostały wcielone do prowincji saskiej, co umocniło w nich żywioły niemieckie. Stan ten trwał aż do drugiej połowy XVI w., kiedy powstała polska prowincja franciszkanów. W klasztorze chełmińskim piastował urząd lektora, ale jednocześnie był cenionym kaznodzieją, i jak głosi legenda spowiednikiem bł. Juty, o której pewnie jeszcze nie raz wspomnę w moich pismach. W klasztornej celi zakonnika miał podobno miejsce cud objawienia się Matki Boskiej. Jak pisał biograf zakonnika- Fryderyk Szembek SJ-
,,Przyjemne było Panu takie nabożeństwo Janowe i chcąc mu to oświadczyć pokazał się jemu kilkakroć w takiej postaci małej na ręce Matki swej przeczystej. Podczas którego widzenia słuchali zakonnicy inni bracia, przez drzwi celi Janowej, rozmowy z niem błogosławionej tejże Panny i głos białogłowski znając, dziwowali się coby to było. Jednak dla jego świętobliwości perswadować sobie nie mogli, aby tam białogłowa być miała.[...] Gdy bowiem czasu jednego, nie tylko głos białogłowski, ale też płacz dziecieński, jawnie w celi jego zawartej, usłyszeli ciże zakonnicy[...] już o nim rozumiejąc, do niego we drzwi mocno zakołatali, a gdy otworzyć nie chciał, gwałtem dobyli. Ale wszędy z podziwieniem swym wielkim nic nie naleźli, jeno wielki, jakoby rzezawny obraz Ukrzyżowanego Zbawiciela, na którym tak było miekkie ciało jako u prawdziwego człowieka. Tak zapytany Jan od starszego, aby szczerze odpowiedział jak było, posłuszeństwem przyciśniony zeznał, że się Jemu Pan w osobie małego Dzieciątka[...] z matką Jego piastującą pokazał."

W czasie licznych ekstaz Jan miał rozmawiać i oglądać też Jezusa w postaci ogrodnika oraz pielgrzyma. Trzeba także przypomnieć,że Jan należał do mnichów, jak na owe czasy dobrze wykształconych. Był bowiem lektorem teologii w klasztorze chełmińskim i najprawdopodobniej posiadał doktorat teologii. Fakt ten uwiarygodnia średniowieczna i klasycystyczna ikonografia, na której Jan był przedstawiany w birecie doktorskim.

Jan zmarł w opinii świętości 9 października 1264 roku.Po śmierci ciało jego spoczywało w kościele franciszkańskim św. Jakuba w Chełmnie tuż przy głównym ołtarzu w trumnie ozdobionej złocistymi gwiazdami. Wokół grobu rozwinął się wkrótce kult śród wiernych, którzy modlili się o łaski i dziękowali za nie. Nie wszczęto jednak starań o ewentualną beatyfikację zakonnika, co mogło wypływać ze znanej niechęci Krzyżaków do zbytniego preferowania struktur różnych kongregacji w swoim władztwie. W późnym średniowieczu i na początku czasów nowożytnych kult niewątpliwie zanikł, nie znajdując wsparcia ze strony kolejnych biskupów chełmińskich.
Ponadto herezja protestancka nie oszczędziła grobu zmarłego zakonnika- Trumnę Jana rozbito, po uprzedniej kradzieży krat, zaś kości stały się zabawką w ręku protestanckich studentów Akademii Chełmińskiej, którzy zamieszkiwali w opustoszałym klasztorze.Jednak po każdej z tych ,,zabaw" znajdowano na powrót kości złożone w janowym grobowcu. Początkowo brano to za cud, jednak potem przyłapano chorego psychicznie nijakiego Gorczyca z Lubawy, byłego pisarza biskupiego z zamku w Starogardzie, który nie tylko mył kości, ale też, sądząc że są niekompletne, uzupełniał innymi, przyniesionymi z przykościelnego cmentarza. Takim jednak działaniem poważnie zaszkodził relikwiom, gdyż zaczęto kwestionować ich autentyczność. W rezultacie, by zamknąć dyskusję, relikwie pogrzebano pod posadzką Kościoła.
Reaktywowanie czci oddawanej Janowi z Łobdowa nastąpiło dopiero na początku XVII w. Ograniczał się on do mieszkańców Chełmna i żeglarzy. Według ówczesnych przekazów wierni zaczęli domagać się wszczęcia poszukiwań grobu zakonnika. W r. 1610 przybyła do klasztoru chełmińskiego grupa żeglarzy protestanckich (a więc nie uznających kultu świętych!), którzy opowiadali, że ukazał się im podczas burzy na morzu Jan z Łobdowa niosąc im ocalenie. Miał on im nakazać odbycie pielgrzymki do swojego grobu w Chełmnie. Dzięki temu Jan z Łobdowa uchodził przede wszystkim za patrona żeglarzy, którzy płynąc Wisłą do Gdańska zatrzymywali się przy jego relikwiach. Sami żeglarze mówili o jego pomocy z wielkim przejęciem. Często bowiem w mroku pochmurnych nocy i podczas burzy, gdy zagrażało im niebezpieczeństwo, zanosili modlitwy do swego patrona, a wtedy byli cudownie ratowani z opresji. W ciemnościach, gdy groziło rozbicie statku, sam Łobdowczyk ukazywał się z wielkim światłem i prowadził ich bezpiecznie do portu. Stąd też od tej pory bł. Jan był malowany na obrazach z pochodnią w ręku.
Realizując wolę wiernych tamtejszy gwardian o. Jan Ewangelista, rozpoczął poszukiwania grobu Łobdowczyka. W jednej z mogił znaleziono wówczas szczątki kostne, które uznano wkrótce jako relikwie Jana i przeniesiono je na inne miejsce. Autorytatywne potwierdzenie autentyczności relikwii nastąpiło jednak dopiero w 1627 r. Wówczas to 10 września jezuita Fryderyk Szembek, przybył do klasztoru w Chełmnie celem zbadania relikwii. W obecności o. Pawła Zabłockiego i o. Daniela jezuita stwierdził autentyczność szczątków i ponownie złożył je do grobu. W r. 1638 badano relikwie ponownie. Przesłuchanie licznych świadków oraz dyskusja teologów pozwoliła 31 października tego samego roku biskupowi chełmińskiemu Janowi Lipskiemu na ogłoszenie dekretu „Manus episcopale” o legalności publicznego kultu Jana z Łobdowa( za zgodą Ojca Świętego Urbana VIII). Od tego czasu można było corocznie, dnia 9 października odprawiać ku czci Jana wotywę o Trójcy Najświętszej. Wspomniany biskup ufundował ponadto drewniany ołtarz o bogatej, złotej ornamentyce, a w nim obraz świętobliwego franciszkanina pędzla Jana Haka z Chojnic. Kolejne podniesienie relikwii Jana z Łobdowa nastąpiło 10 lutego 1688 r., kiedy to przeniesiono relikwie do grobu w ścianie po stronie lekcji obok głównego ołtarza. W XVIII w. Czyniono próby przeprowadzenia oficjalnej beatyfikacji Jana w kurii papieskiej. Najpierw zajmował się tym biskup chełmiński Wojciech Leski , a w okresie poprzedzającym I rozbiór Polski także polska prowincja franciszkanów. Kres tym staraniom przyniosły dalsze wydarzenia polityczne, jak również kasata klasztoru chełmińskiego przez rząd pruski. Po tym fakcie z r. 1806 przeniesiono relikwie do kościoła farnego w Chełmnie.Po II wojnie światowej sprawą zajął się biskup chełmiński Kazimierz Kowalski, który polecił w 1948 r. przenieść szczątki Jana do ołtarza Wincentego a Paulo w kościele SS. Miłosierdzia w Chełmnie. W świątyni tej relikwie te spoczywają do dziś.

Być może warto, z uwagi na życie i interesujące cechy pobożności związanej z tym zapomnianym franciszkaninem z ziemi chełmińskiej, reaktywować jego kult oraz ponownie rozważyć sprawę beatyfikacji już w ramach nowej diecezji toruńskiej. W tym momencie świątynia WNMP w Toruniu zyskałaby już drugiego błogosławionego w swych dziejach. Przywrócić kult nie jest łatwo- jednak jeszcze trudniej być błogosławionym jak Jan.

Trzeba jednak pamiętać że taki kult byłby krokiem by z świątyni Mariackiej uczynić BAZYLIKĘ. Toruń wraca do swoich średniowiecznych korzeni- czas też przypomnieć więc postać pierwszych franciszkanów. Ku chwale ich ojca- świętego Franciszka, a także św. Maksymilian Maria Kolbego, który był gorliwym czcicielem Łobdowczyka i za honor poczytywał sobie iż w tym Kościele,w którym Mszę odprawiał Jan, On również mógł tę samą ofiarę złożyć Bogu.

sobota, 21 listopada 2009

Wiara vs Religia- takie rzeczy tylko u nas!!




















Tak- niektórzy może sądzą inaczej, ale w Toruniu dotychczas wiara i religia były oddzielone od siebie niezwykłym murem.Tak w każdym razie można dowiedzieć się tu. Na szczęście dzięki kosmicznej muzyce udało się zburzyć ten mur!! Kit, że Fides et Ratio znaczy wiara i rozum, ale przecież to detal.Wiara staje się na naszych oczach częścią religii!! DEO GRATIAS!! Najważniejsze że teraz już jest oki.

Strach się bać co jeszcze będzie łączone u nas. Niecierpliwie czekam :D

piątek, 20 listopada 2009

Beatyfikacja- czyli czy ta karczma ,,RZYM" się nazywa.

Beatyfikacja- akt kościelny wydawany przez Kościół , uznający osobę zmarłą za Błogosławioną, zezwalający na publiczny kult, ale o charakterze lokalnym (np. w diecezji).

Wszystkich zainteresowanych informuje się że BEATYFIKACJA JEST ZEZWOLENIEM NA KULT LOKALNY!!!!. Lokalny- to jest w diecezji zmarłego.

W przypadku Sługi Bożego Jana Pawła II diecezją tą jest RZYM
i tylko tam może być oddawany publiczny kult. Dopiero Kanonizacja zezwala na kult w całym Kościele Powszechnym.

Ku pamięci tym wszystkim, którzy już chcą budować ołtarze, kościoły pw. bł. Jana Pawła II.

:)

Religijność Leminga

,,Religia nie jest ani wnioskiem z rozumowania ani wymogiem etycznym ani stanem wrażliwości, ani instynktem, ani produktem społecznym.Religia nie ma źródeł w człowieku."

,,W stuleciach pustyni duchowej tylko ten zdaje sobie sprawę, ze epoka kona kto ma jeszcze dostęp do podziemnych źródeł."

,,Zadaniem Kościoła nie jest dostosowanie chrześcijaństwa do świata, ani nawet dostosowanie świata do chrześcijaństwa; Jego zadaniem jest utrzymanie kontr-świata w świecie."

,,Starożytny Kościół mógł przystosować się do świata hellenistycznego, gdyż starożytna cywilizacja miała charakter religijny. We współczesnym świecie Kościół jeśli paktuje, zaczyna się rozkładać."

,,Współczesny Kościół z upodobanie praktykuje swego rodzaju katolicyzm wyborczy. Przedkłada entuzjazm mas nad jednostkowe nawrócenie."

,,W swym dziecinnym i próżnym wysiłku oczarowania ludu współczesny kler przyznaje socjalistycznym programom funkcje schematów realizacji Ośmiu Błogosławieństw.Sztuczka polega na sprowadzeniu do struktury kolektywnej i zewnętrznej wobec jednostki zachowania które, jeśli nie jest indywidualne i wewnętrzne, jest niczym.Współczesny kler naucza, inaczej mówiąc ze istnieje reforma społeczna zdolna wymazać skutki grzechu.Z tego zaś można wydedukować bezużyteczność odkupienia dokonanego przez Chrystusa."

Kolejny raz zegar zatacza koło, kolejny raz idą Święta Bożego Narodzenia, po raz kolejny zaczyna się nowy rok liturgiczny. Świat Chrześcijański wkracza w Adwent, czas radosnego oczekiwania na przyjście Jezusa. Na Boże Narodzenie, na Paruzję.
Czas gdy coś się kończy to doskonały czas podsumowań. Czas na to by się zastanowić i porozmyślać co się dzieje dookoła, co się dzieje w nas. Co nam dał ten rok. Czy udało się nam zrobić coś by nasza wiara była lepsza.






Być może po raz kolejny udamy się na Pasterkę( bo to taki ładny zwyczaj, wszyscy chodzą to i ja), udamy się na firmową wigilię( łamiąc się opłatkiem z nielubianymi współpracownikami,bez żadnego religijnego podtekstu, ot- kwadrans na kawę), 1 raz w roku pójdziemy do Spowiedzi Świętej( 2 raz oczywiści w Wielkanoc, bo przecież częściej nie trzeba). I potem cały Boży rok w Niedzielę do Kościoła na tą samą godzinę( bo po co na inną, inna mi nie pasuje, mam przecież tyle obowiązków, a najlepiej iść w sobotni wieczór by w Niedzielę nic nie robić), Post Piątkowy( no jasne że tak- mięska nie bo taki zwyczaj, za to na miasto na pary- oczywiście).ITP...

Religijność lemingów jest dziś oficjalną religijnością polaków. Młodych już w szczególności. Idę do Kościoła( na pielgrzymkę, do Lednicy,Częstochowy) bo mama,tata, babcia kazała. No i co by powiedziała reszta..;
Pierwsza Komunia, Bierzmowanie, Ślub w Kościele..no inaczej przecież nie wolno- co by ludzie powiedzieli, przecież wszyscy tak robią to i ja muszę. Co z tego że nie mam pojęcia co to znaczy żal za grzechy, silne postanowienie poprawy, a przed ślubem mam z żoną jeden i ten sam adres. Tak to dziś jest.

Religijność lemingów- byle razem, byle masą, i byle w dobrym towarzystwie bo nie uśmiecha mi się samemu marznąć w Kościele. Zastanawiam się jeszcze tylko czemu kazanie takie długie bo i tak ten ksiądz gada bez sensu. No i po co takie długie przerwy.Mogli by to 10 razy szybciej zrobić. No tak- następnym razem przyjdę na inną godzinę. Tam jest taki fajny ksiądz. Bardzo fajny- i taki luzak, młodzieżowy..

Zastanówmy się- w ostatnią Niedzielę Roku Liturgicznego- czy jestem lemingiem? Po co idę do Kościoła. Czy tylko dlatego że jest Niedziela? Czy coś jeszcze mnie motywuje? Czy mechanicznie powtarzam w Kościele regułki wyuczone na katechezie, czy też wyznając wiarę w JEDEN ŚWIĘTY I APOSTOLSKI KOŚCIÓŁ mam na myśli fakt iż tylko w TYM KOŚCIELE mogę być Zbawiony. Czy mówiąc JAKO I MY ODPUSZCZAMY NASZYM WINOWAJCOM faktycznie staramy się zapomnieć o urazach i krzywdach doznanych od innych i szczerze wybaczyć?
Czy Błogosławieństwo na zakończenie Mszy Świętej traktuje jak sygnał do przepychania się do wyjścia, czy też Błogosławieństwo Boga Żywego który błogosławi mi na tydzień pracy bym wzrastał w wierze.


















Albo wierzę, albo nie. Tyle. Nie ma wiary, bez uczynków. A wiara jest łaską.

środa, 18 listopada 2009

POCZATEK, czyli dlaczego nie zawsze warto obchodzić 600-ne rocznice.

Jak niemal cała Polska wie, Toruń i Bydgoszcz, mimo bliskiego położenia nie pałają do siebie sympatią. Dziś na szczęście nie odbywa się to za pomocą regularnych bitew( acz nie wykluczam..) ale emocje wyładowywane są na niwie sportowej. Unibax z Polonią, Zawisza z Elaną.. trochę jest. Dodatkowo na niwie politycznej miasta rywalizują ze sobą o instytucje i urzędy. Wszakże podobnie jak Toruń, Bydgoszcz jest również stolicą naszego wspólnego województwa, które jako-tako wrosło w krajobraz Polski.

Torunianie często określani są mianem Krzyżaków,do bydgoszczan natomiast przylgnęło miano tyfusów. Nie wnikam skąd się owi tyfusi wzięli- są to rozważania na zupełnie inny czas. Jednak Krzyżacy...wiadomo.

Krzyżacy w Toruniu urzędowali od samego założenia miasta aż do marca 1454 roku. I naturalnie odrazu zabrali się za podbój. Bydgoszcz zakosztowała Krzyżackiego miecza w połowie 1330 r. gdy Krzyżacy kilka razy napadali na Kujawy i pogranicze pomorsko-wielkopolskie - zdobywając grody Raciążek, Radziejów, Wyszogród, Nakło i Bydgoszcz. W wyniku akcji zaczepnej Łokietka wraz z Gedyminem we wrześniu 1330 r. Polska odzyskała jedynie dwa ostatnio
zagrabione grody - Wyszogród i Bydgoszcz. W 1331 r. Krzyżacy urządzili aż dwie wyprawy.Pierwsza z nich w lipcu dotarła przez Bydgoszcz którą Krzyżacy wzięli szturmem.
Załoga toruńskiego zamku miała wielki wpływ na zdobycie Bydgoszczy w 1409 roku. Przypada właśnie 600 rocznica tego wydarzenia. Ani Bydgoszcz, ani Toruń jakoś szczególnie jej nie obchodzą. A szkoda. Krzyżacy nadal są w powszechnej świadomości traktowani jak obcy, których nie ma, nie było i nie mamy z Nimi nic wspólnego- najlepiej zapomnieć. Prawie jak kiedyś, gdy uznawano historię Francji liczoną tylko po rewolucji. Chlodwik- to nie francja, Krzyżacy- to nie Toruń.
















Czas w Toruniu przypomnieć czasy Krzyżaków. Za rok przypada 600-na rocznica victorii Grunwaldzkiej w której po stronie Zakonu walczyła również Toruńska załoga. Przypomnijmy o tym.

Tak czy inaczej:

Toruń- Bydgoszcz: 3:0 w zdobyciach zamków wzajemnych.

sobota, 7 listopada 2009

Dominus Iesus- zapomniani książęta


















Wyznając wiarę w ,,Jeden, Święty, Powszechny i Apostolski Kościół” nie zapominam że Toruń przez wiele lat zdominowany był przez herezję luterańską, która to na stale wryła się w dzieje miasta, a także splotła wiele historii ludzkich z tymże miastem.
Kościół który nosi dziś wezwanie Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny oraz bł. x. Stefana Wincentego Frelichowskiego, w latach 1557-1724 był przejęty przez Miasto i uczyniono z tej starożytnej świątyni Zbór Luterański. Na powrót po tzw. ,,Tumulcie Toruńskim” został przywrócony prawowiernym właścicielom tj. spadkobiercom franciszkanów- Bernardynom.

W okresie zarządu luterańskiego kościół był miejscem pochówku wielu znacznych mieszczan, będących w tym okresie zwolennikami herezji luterańskiej. Jednak miejsce wiecznego spoczynku w Kościele znalazło także wielu ludzi którzy nie byli w sposób bezpośredni związani z Toruniem. A są to postacie niezwykle ciekawe. Na pierwszym miejscu należy wymienić osobę tytułującą się następująco ,, Anna z Łaski Bożej Królewna Szwedzka, Gocka, Wendeńska, Wielkiego Księstwa Finlandzkiego dziedziczka" etc. Anna Sveriges Princeska- Anna Królewna Szwedzka, znana dziś w Polsce jako Anna z Wazów (Wazówna) jest powszechnie uznana jako najwyższego urodzenia osoba pochowana w toruńskim Kościele Mariackim. Większość osób, przewodników, tekstów i opracowań dotyczących Świątyni uznaje że pochówek Anny z Wazów za jedyny pochówek w Toruniu kogoś z rodziny królewskiej. Od czasu do czasu może przytoczy się jeszcze trzewia Jana Olbrachta zamknięte w drewnianej skrzynce, ukryte gdzieś pod posadzką Katedry Świętojańskiej.

Jednak należy pisząc o pochówkach Królewskich w Toruniu przypomnieć bardzo zapomniany pochówek. A pochodzący z rodu sięgającego swą historią do 1080 roku.
Mam na myśli znajdujący się….także w kościele Mariackim grobowiec. Zapomniany grobowiec. Trzech mężów- Sueno Martialisa Edenolfusa-księcia wirtemberskiego(książę, należący do śląskiej linii dynastii, urodził się na zamku w Brenz l czerwca 1629 r. Zmarł 10 maja 1656 r. w Prusach Królewskich w Golubiu nad Drwęcą. W krypcie Księcia spoczywają także kości dwóch książąt von Hohenlohe. Zapomniane groby książęce są gdzieś pod posadzką czcigodnej Świątyni. Fakt, iż byli oni protestantami, wróży im raczej wieczne potępienie, gdyż tylko w Kościele Katolickim jest pełnia Prawdy i Zbawienie, jednak nie znane są granice Bożego Miłosierdzia i kto wie, czy w godzinę śmierci Książęta nie wyznali w sercu Wiary.

Z pochówkiem Księcia Sueno Martialisa Edenolfusa związana jest bardzo ciekawa historia. Aby pocieszyć rodziców księcia po stracie 27-letniego syna, który poniósł śmierć w służbie szwedzkiego króla, przesłano im wiadomość o godnym miejscu jego pochowania w krypcie grobowca szwedzkiej królewny w kościele Mariackim w Toruniu. Z listu wysłanego z Torunia 29 lipca 1656 r. prawie trzy miesiące po śmierci księcia wynika, że zmarł on w 14 dni po Wielkiej Nocy i nie został od razu pochowany. Autor pisze, że kiedy widział Edenolfusa krótko przed śmiercią u swojej matki, już wtedy wyglądał bardzo niezdrów. Pokonała go jakaś tajemnicza „miejscowa choroba". Jego ciało przetransportowane do Torunia, wobec zawieruchy wojennej i trudnej w takiej sytuacji podróży, zostało pochowane po cichu, wieczorem w kościele Mariackim na Starym Mieście w Toruniu. Księciu towarzyszyli z pochodniami generał brygady i Główny Namiestnik miasta o nazwisku Marckfeldt. Oni to pozostawili ciało, a więc nie pogrzebali, we wspomnianym kościele luterańskim, w sklepionym pomieszczeniu. Owej Wielkanocy na tę nierozpoznaną chorobę zmarło także dwóch książąt von Hohenlohe. Ich zwłoki miały być zostawione w tym samym sklepionym pomieszczeniu, do którego trafił Edenolfus. Nie zostało wyraźnie powiedziane, co stało się ze zmarłymi. W pismach z tego okresu wyrażano nadzieje na powtórny, bardziej ceremonialny i stosowny dla księcia wirtemberskiego pochówek w przyszłości po zakończeniu działań wojennych. Podejrzewano współcześnie że owo sklepione pomieszczenie to krypta Anny z Wazów jednak księżniczka w grobowcu spoczywała sama jak wynika z niedawnych badań. Kości trzech książąt zapewne spoczywają gdzieś w kościele Najświętszej Panny Marii, ale będzie trudno ustalić miejsce ich złożenia, jeśli w ogóle kiedykolwiek będzie to możliwe.

Trzech zapomnianych przez ludzi i historię Książąt.

Ze względu na zapomnienie przez ludzi i historię miej Boże litość.

Requiem aeternam dona eis, Domine, et lux perpetua luceat eis. Requiescant in pace. Amen.

środa, 4 listopada 2009

Krzyż Chrystusa – znakiem chluby wierności i zwycięstwa- JE Abp Raphael Cheenath w Toruniu

Mamy już w Europie, niedługo z pewnością także w Polsce, uwerturę do prześladowań Wierzących. Warto zatem uczyć się od tych którzy krwią własną świadczą że Jezus Chrystus jest Zbawicielem. A nie jakiś mahomet,budda czy ktośtamjeszcze.

Dziś(4 listopada) a także jutro Toruń będzie miał honor gościć Jego Ekscelncję ks. abp Abp Raphaela Cheenatha.


















Abp Raphael Cheenath urodził się 29 grudnia 1934 roku w miejscowości Pallissery, w diecezji Trichur w stanie Kerala. Wywodzi się z najstarszej chrześcijańskiej wspólnoty, która przyjęła wiarę od św. Tomasza Apostoła. Jest drugim z jedenaściorga dzieci. Jego starsza siostra została karmelitanką (wschodniego rytu) w Kerala.

Studia wyższe ukończył w swoim mieście, Cherpu. W 1953 roku wstąpił do zakonu werbistów. Licencjat z filozofii i teologii uzyskał na Papieskim Wydziale w Pune, gdzie jako 29-latek został wyświęcony na kapłana w 1963 roku. W pierwszych latach swojego kapłaństwa był wychowawcą seminarzystów - najpierw 4 lata w niższym seminarium w Changanasherry w stanie Kerala, a następnie 5 lat w Wyższym Seminarium Papieskim w Pune - jako dyrektor ekonomiczny, prefekt, rektor, mistrz nowicjatu, ojciec duchowny i wiceprowincjał.

W 1972 roku został wybrany prowincjałem werbistów w południowej prowincji Indii. Był nim zaledwie sześć miesięcy, bowiem w czasie kapituły generalnej zgromadzenia w 1972 roku został wybrany jednym z sześciu radnych generalnych werbistów w Rzymie. Mimo pięcioletniej kadencji, dwa lata później, w lutym 1974 roku, został mianowany przez papieża Pawła VI biskupem i powrócił do Indii - do diecezji Sambalpur z siedzibą w Rourkela. Jako zawołanie biskupie wybrał wówczas cytat z listów św. Pawła oddający jego posłannictwo misyjne: „Stać się wszystkim dla wszystkich" (1 Kor 9, 22).

W 1979 roku diecezja ta została podzielona na dwie części - Rourkela i Sambalpur. Wówczas bp Cheenath przeniósł się z do miasta Sambalpur. W tym czasie został wybrany sekretarzem Regionalnej Konferencji Biskupów Orisa. Zajmował się także apostolatem biblijnym i katechetycznym w regionie (należało do niego 5 diecezji).

Jan Paweł II mianował 11 sierpnia 1985 roku bp. Cheenatha arcybiskupem Cuttack-Bhubaneswar. Bhubaneswar jest stolicą indyjskiego stanu Orisa. W tym samym roku został on wybrany przewodniczącym Regionalnej Konferencji Biskupów stanu Orisa. W 1987 roku został mianowany członkiem zarządu indyjskiej Caritas, a dwa lata później został przewodniczącym Komisji Sprawiedliwości, Rozwoju i Pokoju Konferencji Katolickich Biskupów Indii (CBCI - Catholic Bishops' Conference of India).

Oprócz rodzinnego języka Malayalam, włada także innymi językami indyjskimi: Hindi, Sadri i Oriya. Mówi także biegle po angielsku, uczył się także łaciny i niemieckiego.

Niestety- nie jest planowane żadne spotkanie w szerszym gronie z udziałem JE ks. bp Cheenathy w Toruniu poza spotkanie z studentami WSKSiM oraz z JE ks.dr.bp Andrzejem Suskim Ordynariuszem Toruńskim.

Nie mniej jednak warto pamiętać że w Indiach chrześcijanie są mordowani na skalę olbrzymią. Są mordowani- warto przypomnieć to naszym niektórym reprezentantom. Podczas gdy Parlament Europejski ugania się za prawami do internetu tam ludzie giną za wiarę. Dają świadectwo wiary. Pamiętajmy o tym w czasie listopadowej zadumy.

Krzyż...acy czyli o zburzeniu kaplicy przez dobrych chrześcijan.

Jeden z czytelników zwrócił mi uwagę, że na blogu nie wspominam ni słowem o Zakonie Krzyżackim i o tym jaki jest mój stosunek do dziedzictwa, które zostało nam po Ordo fratrum domus hospitalis Sanctae Mariae Theutonicorum in Jerusalem. Dlatego też chciałbym to nadrobić właśnie niniejszym wpisem.

    W ostatnich dniach mieliśmy to ciekawe doświadczenie by usłyszeć o fakcie iż Europejski Trybunał w Strasburgu zawyrokował iż krzyż na ścianie w szkole jest czymś...NIEDOPUSZCZALNYM. Uznał, że wieszanie krzyży w klasach to naruszenie „prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami” oraz „wolności religijnej uczniów”. O tym, że mi przeszkadza trąbienie w mediach o tym jaka wspaniała jest Wspólnota Europejska, że dała na to i na tamto, a tu pozwala na dodatkową biurokrację, nikt nie poradzi.  Ale może się w końcu zbiorę i wyśle pozew do Wysokiego Trybunału że na brzydzę się flagą UE na każdym urzędzie i skrzyżowaniu,że uraża Ona moje uczucia. Ale to melodia przyszłości.

W takich chwilach żałuję, że nie ma już zakonów rycerskich sensu stricte.  Bo który z chrześcijan nie patrzył by teraz z radością na uzbrojoną krucjatę kierująca się do Strasburga i w sposób tradycyjny uświadamiający Wysokiemu Trybunałowi co powinno być. Było by miło..ale nie jest. I nie będzie. Inne czasy, inni ludzie..;
Mimo wszystko jednak Krzyżacy także są w Polsce, a nawet w Toruniu tematem zakazanym. W dodatku w Toruniu prawnie- Rada Miasta po zburzeniu zamku krzyżackiego zakazała go odbudować. Niby stało się to z obawy, by zamku nie obsadziła załoga królewska, ale tak czy inaczej osobiście wątpię, że jakakolwiek królewska załoga kiedykolwiek obsadzi zamek. A ruina nadal straszy.

Nie tak dawno pojawił się pomysł budowy pomnika założyciela miasta. No a kto miasto założył? Dokument lokacyjny dla Torunia został wystawiony 28 grudnia 1233 r. przez wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego Hermana von Salza i preceptora na Słowiańszczyznę i Prusy Hermana Balka. Toruń został zatem założony przez Krzyżaków i podlegał ich zarządowi aż do 1454 r., kiedy w ramach tzw. inkorporacji został włączony w granice Rzeczypospolitej (za czasów króla Kazimierza Jagiellończyka).
Heca.. zamiast tego powstał kolejny pomnik Jana Pawła II oraz Planetoidy. Zapomniał bym o sławnym już Słoniu.

Wracając do Zamku. Wiadomo, że zamek i stołp stanowiący jego integralną część był ośrodkiem Krzyżackiego nadzoru nad miastem. Nadzór ten był z czasem coraz bardziej uciążliwy- zamiast 2/3 obrońców na murach miasta, Zakon dawał 2/3 uciśnień fiskalnych na mieszczan (prawie jak w Unii). Na zamku jednak istniała też kaplica.W źródłach Krzyżackich odnajdujemy informację, że w 1263 roku trwały prace przy wznoszeniu kaplicy zamkowej, a wszyscy budujący ją mieli dostać od biskupa warmińskiego Anzelma odpust. Niektórzy mówią że to była kaplica krzyżacka, ściśle niemiecka i w ogóle nie należy jej traktować jako miejsca kultu. Zapominają jednak że w latach 1410-1411 zamek- a więc i kaplica były w rękach polskich. Dodatkowo pozwolę sobie dać upust moim monarchistycznym przekonaniom i wspomnę że jako miejsce reprezentacyjne w zamku była ona Kaplica miejscem wielu ważnych uroczystości- gościli w niej między innymi królowie czescy - Jan Luksemburski oraz Karol IV (w marcu 1329 r. Jan Luksemburski zawarł w Toruniu z wielkim mistrzem Wernerem von Orseln układ przeciw królowi Łokietkowi)

Toruń jako pierwsze miasto w czasie wojny 13-letniej wypowiedział posłuszeństwo Suzerenowi.Zły to ptak co własne gniazdo kala jednak należy zwrócić uwagę jak to się odbyło- 4 lutego 1454 roku Tajna Rada wysyłając z Torunia do Malborka "wielkie" poselstwo formalnie wypowiedziała wielkiemu mistrzowi krzyżackiemu posłuszeństwo, a już 7 lutego 1454 roku mieszczanie toruńscy podjęli atak na zamek. Trochę mi to przypomina wręczenie przez ZSRR ambasadorowi polskiemu noty 17 września 1939 roku..ale pomijam. Rzeczony atak nie przyniósł żadnych rezultatów. Po nieudanym szturmie rozpoczęło się oblężenie. Nieliczna załoga krzyżacka postanowiła bronić zamku. Do obrońców dołączyli uciekinierzy z miasta czyli urzędnicy krzyżaccy, nieliczni zakonnicy, garstka rycerzy w służbie Zakonu. Liczba obrońców nie przekraczała 200. Na zamku znajdowało się także dwóch księży. W trakcie oblężenia Krzyżacy prowadzili z mieszczanami negocjacje. Początkowo komtur zamku Albrecht Kalb odmówił poddania się, jednakże z braku środków do obrony (brak prochu, bełtów do kusz) i żywności poddał zamek 8 lutego 1454 roku. Prawdopodobnie zdawał sobie sprawę, że nie utrzyma zamku zwłaszcza, że mieszczanie prowadzili skuteczny ostrzał z dział. Ponadto rycerze zaciężni wynajęci przez torunian szykowali się do decydującego szturmu właśnie 8 lutego. Po zdobyciu zamku w ciągu kilku miesięcy przy pomocy opłaconych przez miasto cieśli, murarzy, robotników zamek główny i część przedzamcza rozebrano. Zostawiono jedynie Gdanisko, szpital i kilka innych budowli takich jak np. młyny. Zamek główny uległ praktycznie zniszczeniu, w niektórych miejscach rozebrany nawet do poziomu piwnic, które to zasypano później gruzem. Cegły z rozbiórki posłużyły jako budulec. Wkrótce Rada Miasta Torunia podjęła decyzję, aby pozostałości zamku stały się miejscem wysypywania śmieci. Kaplica zamkowa zmieniła się w śmietnisko.















To chyba najbardziej zapomniane miejsce kultu w Toruniu. Nie dość że zapomniane to zmienione w śmietnisko. Wymazane z przewodników. Dziś, gdy istnieje REALNA szansa na to że już niedługo Kościół zejdzie do podziemi należy szczególnie pamiętać o ruinach. Tam jest wieniec łask które wymodlone przez wieki czekają na depozytariusza.

poniedziałek, 2 listopada 2009

Toruńskie cmentarze z innej strony.

,,Ekshumacja nigdy nie jest w 100% dokładna..."















W latach 70-tych ubiegłego wieku, by zrobić miejsce dla arterii komunikacyjnej zlikwidowano część cmentarza garnizonowego. Między innymi groby żołnierzy poległych w II wojnie światowej.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------















































Przy Kościele św. Jakuba Ap. chowano zmarłych- tak jak przy większości średniowiecznych Kościołów. Dowodem tego mogą być niedawno prowadzone prace wykopaliskowe nieopodal Kościoła.















































....Podobnie z resztą jak przy Katedrze- wcześniej Farze Staromiejskiej gdzie pochowano wielu zacnych patrycjuszy miejskich, i nadal ziemia kryje ich kości, mimo iż niektórzy woleli by- jak widać na zdjęciach- w tym miejscu parking.






























Przy kościele Wniebowzięcia Najświętrzej Marii Panny zachował się od południa (wzdłuż ulicy) gotycki mur klasztorny z XIV wieku zwieńczony blankami, z bramą, tworzący dziedziniec. Pierwotnie między murem a prezbiterium kościoła był cmentarz, na którym chowano zakonników franciszkańskich. W XVII wieku, gdy Kościół był w rękach ewangelików, do gotyckiego muru od strony cmentarza dobudowano krypty grobowe; nad nimi zbudowano krużganek, którego każda arkada odpowiadała jednej krypcie i każda została zwieńczona manierystycznym szczytem rzeźbionym w kamieniu, posiadającym tablicę z inskrypcją.

Do tego wszystkiego należało by jeszcze dodać cmentarze przy zburzonych Kościołach św. Jerzego i św. Mikołaja. Ponadto dawne leprozorium, grób Bawarczyków, Forty Twierdzy Toruń i inne miejsca...zapomniane..dalekie....

sobota, 31 października 2009

nasza-kuria.pl

Nikt w Polsce, a może i na świecie nie ma takiej fajnej Kurii Biskupiej jak w Toruniu. Znajduje się Ona bowiem w budynku po dawnej....LOŻY MASOŃSKIEJ.  Nasze miasto jest słynne ,między innymi, z tego że wiele obiektów postawionych w jednym celu, w ciągu lat zmienia diametralnie swoje przeznaczenie. W takiej długiej litanii można by wyróżnić między innymi: Dawny ratusz Nowomiejski( następnie Zbór ewangelicki, kino, pub...), Zbór ewangelicki przy Rynku Staromiejskim( aktualnie kościół pw. św. Ducha pod władzą xięży Jezuitów...he,he). Klasztor Franciszkanów( następnie zbór ewangelicki, magazyn za wojen napoleońskich, aktualnie kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP i bł.x.S.W. Frelichowskiego). Do tego można by jeszcze dodać szereg innych ciekawych przemian, ale to już inna historia.
Na koniec dołączam kilka zdjęć obrazujących dzisiejszy wygląd toruńskiej Kurii Biskupiej